Sylwia pisała o przygotowaniach do Świąt, to ja podsumuję mój świąteczny czas... Zaczęło się od gorączki i kataru Julki dzień przed Wigilią.
Szybko pojechaliśmy do lekarza, żeby na święta nie zostać bez leków. Oczywiście standardowe leczenie noska czyli wit.C w kropelkach, wapno i ewentualnie fenistil. Szczerze powiedziawszy to już myślałam, że będziemy spędzać Wigilię sami w domu, ale gorączka spadła i humor dopisywał jej przez cały czas,więc jak co roku mieliśmy objazdowe Święta, żeby wszystkie babcie i dziadki mogli nacieszyć się obecnością Julki. Dostała pełno prezentów pod choinkę, więc dziecka jakby nie było przez dłuższą chwilę. Chociaż i tak najbardziej podobały się prezenty innych, które ukradkiem pakowała mi do torebki...
Święta minęły i nic wiele się nie poprawiło z tym katarem, tylko doszedł kaszel i chyba jeszcze do tego zęby górne się pchają na świat... Julka nic jeść nie chciała ani w humorze nie była ... Do tego momentu jeszcze utrzymaliśmy się bez antybiotyku, ale jak obudziła się po Sylwiestrze, zaczęła chrypieć i miała zmieniony głos to już nie było co się zastanawiać. Półtorej tygodnia a ona z jednych objawów w inne przechodziła i kurować się nie chciała mimo, że nie wychodziłyśmy już z domu w ogóle po Świętach. Przynajmniej w Sylwestra była zaaferowana, bo miała koleżankę do zabawy więc humor miała super. Dziewczyny wytańczyły się do wszystkich możliwych piosenek dla dzieci i dopiero jak odpadły to mogliśmy zmienić na inną nutę ;)
Szybko pojechaliśmy do lekarza, żeby na święta nie zostać bez leków. Oczywiście standardowe leczenie noska czyli wit.C w kropelkach, wapno i ewentualnie fenistil. Szczerze powiedziawszy to już myślałam, że będziemy spędzać Wigilię sami w domu, ale gorączka spadła i humor dopisywał jej przez cały czas,więc jak co roku mieliśmy objazdowe Święta, żeby wszystkie babcie i dziadki mogli nacieszyć się obecnością Julki. Dostała pełno prezentów pod choinkę, więc dziecka jakby nie było przez dłuższą chwilę. Chociaż i tak najbardziej podobały się prezenty innych, które ukradkiem pakowała mi do torebki...
Święta minęły i nic wiele się nie poprawiło z tym katarem, tylko doszedł kaszel i chyba jeszcze do tego zęby górne się pchają na świat... Julka nic jeść nie chciała ani w humorze nie była ... Do tego momentu jeszcze utrzymaliśmy się bez antybiotyku, ale jak obudziła się po Sylwiestrze, zaczęła chrypieć i miała zmieniony głos to już nie było co się zastanawiać. Półtorej tygodnia a ona z jednych objawów w inne przechodziła i kurować się nie chciała mimo, że nie wychodziłyśmy już z domu w ogóle po Świętach. Przynajmniej w Sylwestra była zaaferowana, bo miała koleżankę do zabawy więc humor miała super. Dziewczyny wytańczyły się do wszystkich możliwych piosenek dla dzieci i dopiero jak odpadły to mogliśmy zmienić na inną nutę ;)
Patrząc na ten rok co minął, nie mogę uwierzyć, że tak wiele się zmieniło w moim życiu. Julka wywróciła nasze życie do góry nogami i mimo, że czasem naprawdę było ciężko, że często padałam na twarz ze zmęczenia, a moja cierpliwość była wystawiana na ciężkie próby to teraz wiem, że bez tego mojego darciuszko-śmieszka,który ma konkretny charakterek (nie wiem po kim...), życie nie byłoby pełne. Nie tylko ona poznaje świat dookoła i uczy się wszystkiego, ale teraz my jako rodzice uczymy się jak funkcjonować w tej nowej rzeczywistości. Rok 2014 przyniósł mi mój mały skarb, wiele niezapomnianych chwil, nową przyjaźń, nowe pomysły, które powoli zaczełam realizować, także będzie co wspominać...
Życzę i Wam i sobie, żeby ten Nowy Rok przyniósł jeszcze więcej dobych rzeczy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz