czwartek, 11 grudnia 2014

Julkowe jedzonko

             
                 
Biały Motylek
                        K:  Moja mała, tak jak już kiedyś pisałam, była na cycu do 8 miesiąca i z wprowadzaniem nowych pokarmów nie było żadnych problemów. To jest dziecko wszystkożerne, że tak to określe i jeść bardzo lubi.
Wprowadzanie stałych pokarmów poszło tak gładko, że tylko jedyny płacz przy jedzeniu jaki miałyśmy to jak się coś dobrego skończyło. Na początek zajadałyśmy się Bobovitą, tzw Pierwszą Łyżeczką. Julka polubiła wszystkie rodzaje słoiczków jakie były więc przeszłyśmy do obiadków. Wszystko było super tylko, po pierwszych stałych pokarmach pojawił się problem kupowy i musiałyśmy odstawić gotowaną marchewkę. Jak już próbowałyśmy Bobovitę i widziałam, że dziewczyna lubi ją jeść, to powoli wprowadzałyśmy słoiczki z Garniera, HIPPa i dzięki temu zwiększyła nam się różnorodność smakowa. Ale w związku ze wspomnianym wyżej problemem musiałyśmy bardzo uważać na to co jemy. Od początku jak tylko zaczęłyśmy jeść śniadanka to kupowałyśmy kaszki pszenne a nie ryżowe i często dodawałyśmy do niej śliwkę.
             Prawdę mówiąc miałam duży dylemat czy dawać jej słoiczki czy sama jej gotować, ale niestety słoiczkowe jedzenie bardzo ułatwia życie jak dziecko ciągle płacze. Jak ma lepszy dzień to mamy zamrożone porcje wiejskiego kuraka i królika i wtedy sobie gotujemy tak jak należy, no ale warzywa i tak bierzemy ze sklepu jaki akuratnie mamy po drodze... A czy one są takie super super? Czy przypadkiem w słoiczkach nie są lepsze te warzywa? Przynajmniej są w jakiś sposób badane... No sama nie wiem... Te dylematy męczyły mnie tylko na początku, bo teraz Julka i tak próbuje wszystkiego co mam na talerzu, a widząc, że nic jej nie dolega gdy smakuje nowości, to już tak nie panikuję.
             Co najbardziej lubi jeść? Wszystko... kurczak , ryba , cielęcinka, buraczki, brokuły, pietruszka.. jajko, kluseczki, kasza... no naprawdę nie mogę sobie przypomnieć czego nie lubi :)  W sumie to tylko nad kaszkami troszeczkę wybrzydzała, ale i tak zajadała. No i oprócz czystego mleka na noc nie wypije nic innego. Żadne kleiki nie wchodzą w rachubę. Mimo to nie wydaje mi się, żeby pucuś z niej był :) Patrząc na siatki centylowe waga jest dobra także niech je dziecko. Teraz tylko ząbkuje więc nie za bardzo ma apetyt. 

               S: Pamiętam, że nie mogłam się doczekać tej "pierwszej łyżeczki"....więc kiedy Julka skończyła 5 miesięcy mama się zaopatrzyła w słoiczki Bobovity i zaczęłyśmy próbować czegoś innego niż mleko. Na początku wydawało mi się, że z tej mojej małej to na pewno będzie niejadek, bo przy pierwszej marchewce strasznie się krzywiła i nie bardzo chciała więcej...na szczęście pomyliłam się. Dziś moja Jula podobnie jak Kasi jest wszystkożerna:) 
              Przygodę z jedzeniem jak już wspomniałam zaczynałyśmy od słoiczków, ale po dwóch tygodniach próbowania różnych smaków zaczęłam sama przygotowywać i zamrażać zupki. Było to dla mnie wygodne bo jak Julka zasnęła, ja wiejskie jarzynki z uprawy dziadków gotowałam na parze i tworzyłam różnorodne zupy, oczywiście do tego obowiązkowo dodawałam mięsko: królik, drób, indyk i rybę którą mała wcina dwa razy w tygodniu: łosoś, dorsz, mintaj. Mięso czy ryby porcjowałam i mroziłam osobno. Oczywiście słoiczki też czasem kupowałam po to, żeby urozmaicić jadłospis. Nie jestem ani za ani przeciw słoikowemu jedzeniu...na pewno jest przydatne bo zwiększa różnorodność posiłków, ale czy na 100%  jest przygotowywane z jarzyn i owoców pochodzących z naturalnych upraw? Nie jestem tego taka pewna....
              Teraz kiedy Julka zjada więcej naraz staram się gotować obiadek tak, żeby wystarczyło na dwa dni, choć w zasadzie mała zaczyna już podjadać mamie i tacie z talerza więc chyba zacznę gotować już dla wszystkich razem. Oczywiście jako przezorna i nieco przewrażliwiona matka kategorycznie unikam w diecie dziecka soli i cukru. I póki będę mogła, zamierzam się tego trzymać, a powiem wam, że nie jest łatwo bo do niektórych kaszek dla dzieci i dań w słoiku też dodawany jest cukier i sól. A i Św. Mikołaj chciał nieco osłodzić życie małej i prawie w każdej paczuszce dla Julki przemycił słodkie co nieco...ale z tym tata świetnie sobie poradził:)
              A co najbardziej lubi mały żarłoczek? Chyba dynie, brukselkę i szpinak ale generalnie wszystko wcina, a jak widzi, że ktoś coś je to woła: "Daj am" i jak nie dostanie to jest wrzask....tak sobie już radzi ta moja dziewczyna.





2 komentarze:

  1. Moja Karinka też płakała jak jak się słoiczkowe jedzonko kończyło. A Maja bardzo długo pluła - a teraz Karinka jest niejadkiem, a Maja lubi sobie pojeść :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem bardzo ciekawa czy moja Julka będzie miała później taki apetyt jaki ma teraz :) Ale z tego co wiem to dzieciom się ciągle zmienia...

      Usuń